wtorek, 16 listopada 2010

Igrzyska w Poznaniu, czyli jak rozmiar ego przekuć w rozmiar słupka...

Jest coś przewrotnie prawdziwego w twierdzeniu wiceprezydenta Kruszyńskiego, że "im dłużej się rządzi miastem, tym lepiej się rządzi miastem". Zasiedziali politycy do perfekcji opanowali umiejętność manipulowania naszą lokalną dumą i na niej budują swój polityczny kapitał.


Podczas wielu rozmów z mieszkańcami, które odbyłem podczas naszych akcji wyborczych, szczególnie zastanawiające były dla mnie głosy umiarkowanego poparcia dla Ryszarda Grobelnego. Wśród osób prezentujących takie stanowisko nie było przeważnie ludzi mówiących z przekonaniem o jego dokonaniach i planach. "Skoro i tak wygra te wybory to się chociaż do tego przyczynię" zdawali się mówić swoją obojętnością.

To skłoniło mnie do dziwnej z pozoru myśli: "Grobelny musi być świetnym politykiem!" Nie chodzi tu oczywiście o pożytek z jego pracy dla miasta albo wrażliwość na problemy mieszkańców, ale politykę rozumianą jako "sztuka dla sztuki". Obecne wysokie poparcie w sondażach świadczy o niezwykłej umiejętności obecnego prezydenta: przekonania Poznaniaków, że nikt inny w miejskiej polityce się nie liczy, a wszelkie sukcesy i dobrobyt miasta zawdzięczamy wyłącznie jemu. Grobelny jest "Panem na Poznaniu", a jako wzorowy gospodarz umie zarządzać naszym poczuciem zadowolenia z życia w mieście.

Jak? Już starożytni mężowie wiedzieli, że najlpszym sposobem zaskarbienia sobie sympatii tłumu jest zaspokojenie jego dwóch potrzeb: "chleba i igrzysk". W Poznaniu - mieście, w którym relatywnie żyje się wygodnie i dostatnio - rozdawanie chleba nie spotka się ze szczególnie ciepłym odzewem. Igrzyska natomiast są idealnym sposobem, by zapewnić sobie przychylność ludu. Ludu, który jako kolektyw - stwierdzam to z przykrością - borykając się z problemem znacznie przerośniętego ego, jest szczególnie głodny dowodów wyższości nad mieszkańcami innych miast.

Powiedzmy sobie szczerze: Lubimy być w czymś najlepsi. Nawet jeśli byłaby to najbardziej niszowa konkurencja. Zwycięstwo w niej na chwilę leczy nasze zbiorowe kompleksy wobec niecierpianej Warszawy oraz tak idealizowanych miast zachodniej Europy. Stolicy lubimy pokazać, że nie bez powodu mówi się, że Azja zaczyna się za Koninem, a Europie, że wcale nie odstajemy od jej najsłynniejszych miast, a nawet bywamy od nich lepsi!

Tych niszowych konkurencji jest na prawdę wiele: Kto z nas nie był zadowolony z tego, że mieliśmy przez wiele lat jedyną w Polsce linię szybkiego tramwaju? Kogo nie przepełniała duma kiedy czytał umieszczony na dawnym Kinepolis napis "Największe kino w Europie"? Wreszcie kto nie zatrzymał chociaż przez chwilę wzroku na Stadionie Miejskim, myśląc sobie "jak z innej bajki!"?

Stadion to właśnie inwestycja typu "igrzyska": najlepiej smakuje przepłacony i to jeszcze po długim serialu, w którym wybudowanie każdej kolejnej jego części było dumnie ogłaszane i opisywane przez lokalne media. Wszystko po to, żeby miłościwie nam panujący mógł stanąć obok Stinga i ogłosić otwarcie pierwszej areny EURO 2012.

Dlaczego można wydać 700mln zł na budowę stadionu podczas gdy na budowę ścieżek rowerowych przeznacza się kwoty trzy rzędy wielkości mniejsze? Dlaczego prezydent od lat forsuje kontrowersyjny pomysł III ramy zamiast zainwestować w znacznie tańszy i wydajniejszy system kolei miejskiej? Dlaczego miasto buduje legendarne już Termy Maltańskie zamiast sieci mniejszych pływalni? Dlatego, że to właśnie takie inwestycje zostają zauważone przez tę ogromną większość mieszkańców, którzy nie interesują się bieżącą polityką w mieście. Przepis jest prosty:

1. Dajmy trochę publicznych pieniędzy
2. Zostańmy zapamiętani jako wielcy budowniczowie potęgi Poznania.

I jak tu się potem dziwić, że na ulicy spotyka się ludzi, którzy mówią: "Ja głosuje na Groblenego, bo dzięki niemu Euro mamy, i stadion, i najwięcej centrów handlowych na mieszkańca w Polsce, i jeszcze będziemy mieli nowoczesną ekspresową obwodnicę, a na dodatek największą w Europie słoniarnię!". I co gorsza - trudno jest temu stanowczo zaprzeczyć! Rzeczywiście za kadencji prezydenta Grobelnego te igrzyska miały miejsce. I zazwyczaj niełatwo jest wyjaśnić, że dobre rządzenie miastem nie polega na regularnym dorzucaniu paliwa do ognia poznańskiej przerośniętej dumy.

Chciałbym być dumny z Poznania. Dumny prawdziwie: z miasta, w którym mieszkańcy czują się dobrze i mają wpływ na swoje otoczenie; z miasta, w którym każdy kto ma pomysł na przedsięwzięcie kulturalne może je realizować; z miasta, gdzie nareszcie kierowcy i rowerzyści żyją w zgodzie gdyż ci drudzy nie muszą już testować cierpliwości tych pierwszych jadąc, z braku ścieżek rowerowych, jezdnią.

Tymczasem, Ryszard Grobelny dobrze wie jak połechtać nasze zbiorowe poznańskie ego: Mamy stadion na EURO jako pierwsi w Polsce! "Nam trawa rośnie!" "W Poznaniu wiemy jak to się robi!" Oglądamy kolejny spot promocyjny miasta (czy aby na pewno kierowany do ludzi spoza miasta?) i serce nam rośnie. Żyjemy w pięknym, europejskim mieście! Już jesteśmy liderem, a będziemy jeszcze lepsi! "Jeszcze więcej dla Poznania!"

A ludzie uwiedzeni tą wizją wspaniałego, kroczącego ku wielkości miasta, nie zdają sobie sprawy ile mniej spektakularnych, codziennych problemów pozostało nierozwiązanych. I głosują, wdzięczni Ryszardowi Grobelnemu za te chwile kiedy mogli poczuć się wreszcie lepsi od nadętej Stolycy i wszędobylskiej Europy.

Cezary Brudka

===========
tekst udostępniony na licencji CC-BY-SA 3.0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz