wtorek, 16 listopada 2010

Igrzyska w Poznaniu, czyli jak rozmiar ego przekuć w rozmiar słupka...

Jest coś przewrotnie prawdziwego w twierdzeniu wiceprezydenta Kruszyńskiego, że "im dłużej się rządzi miastem, tym lepiej się rządzi miastem". Zasiedziali politycy do perfekcji opanowali umiejętność manipulowania naszą lokalną dumą i na niej budują swój polityczny kapitał.


Podczas wielu rozmów z mieszkańcami, które odbyłem podczas naszych akcji wyborczych, szczególnie zastanawiające były dla mnie głosy umiarkowanego poparcia dla Ryszarda Grobelnego. Wśród osób prezentujących takie stanowisko nie było przeważnie ludzi mówiących z przekonaniem o jego dokonaniach i planach. "Skoro i tak wygra te wybory to się chociaż do tego przyczynię" zdawali się mówić swoją obojętnością.

To skłoniło mnie do dziwnej z pozoru myśli: "Grobelny musi być świetnym politykiem!" Nie chodzi tu oczywiście o pożytek z jego pracy dla miasta albo wrażliwość na problemy mieszkańców, ale politykę rozumianą jako "sztuka dla sztuki". Obecne wysokie poparcie w sondażach świadczy o niezwykłej umiejętności obecnego prezydenta: przekonania Poznaniaków, że nikt inny w miejskiej polityce się nie liczy, a wszelkie sukcesy i dobrobyt miasta zawdzięczamy wyłącznie jemu. Grobelny jest "Panem na Poznaniu", a jako wzorowy gospodarz umie zarządzać naszym poczuciem zadowolenia z życia w mieście.

Jak? Już starożytni mężowie wiedzieli, że najlpszym sposobem zaskarbienia sobie sympatii tłumu jest zaspokojenie jego dwóch potrzeb: "chleba i igrzysk". W Poznaniu - mieście, w którym relatywnie żyje się wygodnie i dostatnio - rozdawanie chleba nie spotka się ze szczególnie ciepłym odzewem. Igrzyska natomiast są idealnym sposobem, by zapewnić sobie przychylność ludu. Ludu, który jako kolektyw - stwierdzam to z przykrością - borykając się z problemem znacznie przerośniętego ego, jest szczególnie głodny dowodów wyższości nad mieszkańcami innych miast.

Powiedzmy sobie szczerze: Lubimy być w czymś najlepsi. Nawet jeśli byłaby to najbardziej niszowa konkurencja. Zwycięstwo w niej na chwilę leczy nasze zbiorowe kompleksy wobec niecierpianej Warszawy oraz tak idealizowanych miast zachodniej Europy. Stolicy lubimy pokazać, że nie bez powodu mówi się, że Azja zaczyna się za Koninem, a Europie, że wcale nie odstajemy od jej najsłynniejszych miast, a nawet bywamy od nich lepsi!

Tych niszowych konkurencji jest na prawdę wiele: Kto z nas nie był zadowolony z tego, że mieliśmy przez wiele lat jedyną w Polsce linię szybkiego tramwaju? Kogo nie przepełniała duma kiedy czytał umieszczony na dawnym Kinepolis napis "Największe kino w Europie"? Wreszcie kto nie zatrzymał chociaż przez chwilę wzroku na Stadionie Miejskim, myśląc sobie "jak z innej bajki!"?

Stadion to właśnie inwestycja typu "igrzyska": najlepiej smakuje przepłacony i to jeszcze po długim serialu, w którym wybudowanie każdej kolejnej jego części było dumnie ogłaszane i opisywane przez lokalne media. Wszystko po to, żeby miłościwie nam panujący mógł stanąć obok Stinga i ogłosić otwarcie pierwszej areny EURO 2012.

Dlaczego można wydać 700mln zł na budowę stadionu podczas gdy na budowę ścieżek rowerowych przeznacza się kwoty trzy rzędy wielkości mniejsze? Dlaczego prezydent od lat forsuje kontrowersyjny pomysł III ramy zamiast zainwestować w znacznie tańszy i wydajniejszy system kolei miejskiej? Dlaczego miasto buduje legendarne już Termy Maltańskie zamiast sieci mniejszych pływalni? Dlatego, że to właśnie takie inwestycje zostają zauważone przez tę ogromną większość mieszkańców, którzy nie interesują się bieżącą polityką w mieście. Przepis jest prosty:

1. Dajmy trochę publicznych pieniędzy
2. Zostańmy zapamiętani jako wielcy budowniczowie potęgi Poznania.

I jak tu się potem dziwić, że na ulicy spotyka się ludzi, którzy mówią: "Ja głosuje na Groblenego, bo dzięki niemu Euro mamy, i stadion, i najwięcej centrów handlowych na mieszkańca w Polsce, i jeszcze będziemy mieli nowoczesną ekspresową obwodnicę, a na dodatek największą w Europie słoniarnię!". I co gorsza - trudno jest temu stanowczo zaprzeczyć! Rzeczywiście za kadencji prezydenta Grobelnego te igrzyska miały miejsce. I zazwyczaj niełatwo jest wyjaśnić, że dobre rządzenie miastem nie polega na regularnym dorzucaniu paliwa do ognia poznańskiej przerośniętej dumy.

Chciałbym być dumny z Poznania. Dumny prawdziwie: z miasta, w którym mieszkańcy czują się dobrze i mają wpływ na swoje otoczenie; z miasta, w którym każdy kto ma pomysł na przedsięwzięcie kulturalne może je realizować; z miasta, gdzie nareszcie kierowcy i rowerzyści żyją w zgodzie gdyż ci drudzy nie muszą już testować cierpliwości tych pierwszych jadąc, z braku ścieżek rowerowych, jezdnią.

Tymczasem, Ryszard Grobelny dobrze wie jak połechtać nasze zbiorowe poznańskie ego: Mamy stadion na EURO jako pierwsi w Polsce! "Nam trawa rośnie!" "W Poznaniu wiemy jak to się robi!" Oglądamy kolejny spot promocyjny miasta (czy aby na pewno kierowany do ludzi spoza miasta?) i serce nam rośnie. Żyjemy w pięknym, europejskim mieście! Już jesteśmy liderem, a będziemy jeszcze lepsi! "Jeszcze więcej dla Poznania!"

A ludzie uwiedzeni tą wizją wspaniałego, kroczącego ku wielkości miasta, nie zdają sobie sprawy ile mniej spektakularnych, codziennych problemów pozostało nierozwiązanych. I głosują, wdzięczni Ryszardowi Grobelnemu za te chwile kiedy mogli poczuć się wreszcie lepsi od nadętej Stolycy i wszędobylskiej Europy.

Cezary Brudka

===========
tekst udostępniony na licencji CC-BY-SA 3.0

poniedziałek, 8 listopada 2010

Wyborcy jak kibice? Czy jednak nie?

Czwartkowego święta sportowego w Poznaniu nie da się nie skomentować! Piękne zwycięstwo Kolejorza, kto nie był – ma czego żałować. Kto nie był w mieście, aby to zwycięstwo świętować – również. Jednakże wracając tematem do nadchodzących wyborów warto wziąć przykład z kibiców Lecha i zarzucić obecne władze hasłami, mając nadzieję, że zmobilizują się oni tak jak nasi piłkarze.

Na wybory się spinacie, a u władzy … gracie. Parafrazując napis z transparentu wywieszonego na mecz z Zagłębiem Lublin można by o to zapytać obecnego prezydenta czy część radnych. Co mam na myśli? W czasie kampanii wyborczej słyszymy wiele obietnic. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z faktu, iż są to głównie obietnice, jednak chcielibyśmy, aby chociaż ich część była realizowana.

Przed poprzednimi wyborami prezydent obiecywał rewitalizację Śródmieścia, przywrócenie go do życia. I co? Wystarczy przejść się ulicą Gwarną czy św. Marcin, żeby sprawdzić jakie są rezultaty jego polityki. Podobnie ma się kwestia ilości mieszkańców w Poznaniu. Obiecywano nam, że zatrzymany zostanie ich odpływ do miejscowości podpoznańskich (Suchy Las, Czerwonak, Borówiec). Niestety w czasie ostatniej kadencji z Poznania wyprowadziło się (według różnych danych) od 50-100 tysięcy mieszkańców.

Wiele można też powiedzieć na temat planowania przestrzennego i transportu w mieście. Wspomniana wcześniej rewitalizacja centrum według prezydenta skupia się wokół budowania nowych centrów handlowych, przepłacaniu za Stadion Miejski czy Termy Maltańskie. Co więcej w Studium Zagospodarowania Przestrzennego zapisane jest, że komunikacja zbiorowa ma transportować ok. 45-50% ludzi, którzy codziennie poruszają się po mieście. Pozostała część to w założeniu 40% ruchu samochodowego i 10% ruchu rowerowego. W obecnej sytuacji ok. 80% finansów przeznaczonych na transport, idzie na rozwój komunikacji samochodowej. To dzięki temu możemy dłużej rano postać w korkach (nawet jeśli jedziemy autobusem). O stanie dróg rowerowych w Poznaniu nie ma co wspominać.

Wracając do meczu – kibice wywiesili dziś transparent z napisem: „Szanujcie kibiców! Najpierw cyrki z transferami, potem burdel z biletami, teraz szopka z trenerami”. Tym razem piłkarze posłuchali, tworząc emocjonujące widowisko, które każdy z nas na długo zapamięta.
Tyle, że znów można by hasło kibiców sparafrazować: „Szanujcie wyborców! Najpierw cyrki z partiami, potem burdel z inwestycjami, teraz szopka ze spotami!” .

Jeśli chodzi o partie, to nie trzeba chyba nikomu mówić, w jakiej pozycji jest ubiegający się o reelekcję prezydent. Przez pewien czas był w PO, następnie z niej wystąpił, by w czasie ostatniej kadencji znów być jej sprzymierzeńcem. Ostatecznie z ramienia partii nie startuje, stworzył swój komitet, do którego zaprosił wyrzutków, których różne ugrupowania nie umieściły na listach. I na kogo tu głosować, skoro nie wiadomo już tak naprawdę kto z partią jest związany(i z jaką), a kto nie? Do tego przejdę w podsumowaniu.

Jeśli chodzi o inwestycje, to wspominałem już wcześniej Stadion Miejski. Była to jedna z najgorszych decyzji ostatniej kadencji. Prawdą jest, że Poznań potrzebował reprezentacyjnego stadionu, który pomógłby w promocji miasta w czasie Euro 2012, ale nie w takim miejscu. I nie za takie pieniądze! Stadion kosztował nas 700 mln, przy czym eksperci twierdzą, że przepłacono za niego ok. 300 mln. Co się okazuje już po oddaniu obiektu? Zakłóca spokój w okolicy, są problemy natury sejsmicznej z budynkami na osiedlach sąsiadujących ze stadionem. Warto też wspomnieć fatalną komunikację stadionu z miastem. Za każdym razem, gdy gra Kolejorz, ten rejon Poznania jest sparaliżowany, co ukazuje brak umiejętności władz w planowaniu i rozwiązywaniu najprostszych problemów komunikacyjnych.

Kolejnymi nietrafionymi decyzjami są Termy Maltańskie, Rock in Rio czy lotnisko na Ławicy. Zamiast wydawać bajońskie sumy na powyższe projekty miasto powinno się zatroszczyć o to, że przyjezdni studenci nie mają gdzie spać, bo w akademikach jest zaledwie 5 tysięcy miejsc, albo o to, że z kampusu na Morasku jest fatalny dojazd do miasta(trzeba dojechać autobusem, który stoi w korkach, do pętli na os. Sobieskiego). Warto też wspomnieć o tym, że na ulicy Bukowskiej nie powstanie tramwaj, który mógłby dowozić pasażerów na lotnisko. Po co go tworzyć? Przecież mogą stać w korkach jadąc taksówką czy prywatnym samochodem.

Ostatnim aspektem przytoczonego hasła są spoty wyborcze. Jako, że w sieci pojawiły się na razie pierwsze dwa, to o nich napiszę. Grzegorz Ganowicz w swojej autoprezentacji opowiada nam o swojej wizji miasta nie mówiąc żadnych konkretów, poza Starą Gazownią. Co ciekawe w wielu aspektach, choć nie otwarcie, nawiązuje do naszego programu. Przewodniczący Rady Miasta w swoim klipie jeździ tramwajem, choć w rzeczywistości tego nie robi. Jeździ na rowerze, czyli bierze przykład z Jacka Jaśkowiaka? Niestety – tylko w spocie, bo na co dzień dojeżdża do miasta samochodem. No i tak, jak to było do przewidzenia, próbuje się pochwalić swoim ojcem. To w końcu kto kandyduje Ryszard czy Grzegorz Ganowicz? Bo oboje są w tym spocie reklamowani…

Spotkanie z ludźmi i zachęcanie do mówienia o swoich problemach? Przecież Stowarzyszenie My-Poznaniacy mówi o problemach miasta od momentu, w którym powstało. Dlaczego wcześniej nikt z Rady nie chciał wysłuchać naszych postulatów? Nowa Gazownia – wielkie marzenie. Tak, takie centrum kulturalne jest potrzebne, ale czy musi kosztować tak wiele? I czy samo centrum cokolwiek zmieni, jeśli dookoła niego będzie pustka a do najbliższych pubów, restauracji czy klubów trzeba będzie znowu dojechać? No i hasło: dobra zmiana. Czy pracując w Radzie przez 8 lat i przewodnicząc jej przez 5 nie jest się w stanie zmienić miasta? Jeśli nie, to w jaki sposób zamierza to zrobić w 4 lata kadencji prezydenckiej? Tym bardziej, jeśli przez ostatnie lata ściśle współpracował z obecnym prezydentem. Moim zdaniem, to nie będzie żadna zmiana.

Równie intrygujący wydaje się być spot Ryszarda Grobelnego. Prezydent wspomina o wszystkich sprawach, o których Stowarzyszenie My-Poznaniacy mówi od lat. Na potrzeby kampanii prezydent popiera utworzenie Parku Rataje, dynamiczny rozwój komunikacji miejskiej, inwestowanie w kulturę, choć skutecznie zmusił do wyprowadzki ważnych poznańskich artystów. Mówi o doskonałych warunkach do nauki (na nieskomunikowanym kampusie i w akademikach dla 5 tys. studentów – w Poznaniu jest ich 140 tys.). Mówi o rozwoju sportu, a ja sam, jako sportowiec wiem, że poza Stadionem Miejskim dla ludzi z tego środowiska nie zrobił nic przez ostatnie 4 lata. Jeszcze więcej dla Poznania. Tylko czego? Stagnacji?

Oglądając spoty wyborcze panów G. mam wrażenie, że wybrali najlepsze propozycje Komitetu My.Poznaniacy i Jacka Jaśkowiaka i ładnie zaprezentowali je przed kamerami. Tylko czy naprawdę wierzymy, że po 12 latach prezydentury Grobelny może mieć nowe pomysły na rozwój miasta? Czy Ganowicz, który przez 8 lat pomagał prezydentowi, nagle chce mieć odmienną wizję Poznania? Jestem przekonany, że jeśli mowa o niezależności, to najlepszym kandydatem jest Jacek Jaśkowiak. Jeśli zaś chodzi o komitet wyborczy – studenci stanowią prawie ¼ mieszkańców Poznania. To jest skandal, że nie posiadamy reprezentacji w Radzie Miasta i jesteśmy tak dyskryminowani! Najwyższy czas to zmienić! Studencie! Głosuj!

Bogdan Dzudzewicz

sobota, 6 listopada 2010

Opustoszałe Śródmieście a studenci...

Niewątpliwie największym wyzwaniem dla Poznania, będzie w najbliższych latach zatrzymanie mieszkańców w Śródmieściu. Bo, co to za centrum, w którym zamiast ludzi są samochody, zamiast parków i skwerów, parkingi i dziury na chodnikach? Zamiast wyromnotwanych kamienic oraz ciekawej, nowoczesnej architektury zaniedbane budynki, czy architektoniczne koszmarki w stylu „Gargamela“? Ale przede wszystkim, co to za centrum, które co roku wymiera, kiedy kończy się sezon ogródków na Starym Rynku, zaś codziennie, po godzinie zamknięcia banków? Co to za Centrum, które nie żyje? Żadne. Ale my wiemy jak je ożywić. I to wykorzystując potencjał, jaki daje Poznaniowi fakt bycia jednym z największych ośrodków akademickich w Polsce.

Istnieje sposób odwrócenia procesu wyludniania Centrum w sposób optymalny dla interesu zbiorowego oraz korzyści indywidualnych. Choć prognozy demograficzne przewidują dalszy spadek liczby stałych mieszkańców Poznania (w 2030 r. ma ich być już tylko ok. pół miliona), dwie kategorie będą w nim rosły, zapewne bezwzględnie, a z całą pewnością względnie, wraz ze spadkiem odsetka pozostałych: nie tylko osoby starsze, ale również młodzież studiująca. Dzisiaj w uczelniach Poznania studiuje ok. 140 000 osób i nic nie wskazuje, by liczba ta miała ulec zmniejszeniu. Większość studentów stanowią zamiejscowi; że zaś łączna liczba miejsc w poznańskich akademikach nie przekracza 5 000, studenci zamiejscowi stanowią od lat najważniejszą grupę napędzającą rynek wynajmu lokali mieszkalnych. Otóż Śródmieście jest dla nich idealną lokalizacją mieszkania: z wyjątkiem campusu UAM na Morasku niemal wszystkie obiekty akademickie są położone w nim albo tuż za jego granicami (PP); w dzielnicy tej koncentruje się też życie kulturalne i nocne, których to form aktywności studenci stanowią wszak podporę. Przekształcenie pustoszejących, albo już ziejących pustką kamienic w Śródmieściu w mieszkania dla studentów – jak to widzimy na całym świecie, nie tylko w Oxfordzie czy Cambridge, ale np. w Helsinkach – o czynszach odpowiadających kosztom miejsca w akademiku (dziś ok. 500 zł miesięcznie) byłoby znakomitą inwestycją wobec zagwarantowanego wysokiego popytu i możliwości wykorzystania ich latem jako hosteli; warto dodać, że takie przeznaczenie domów stanowiących własność komunalną zlikwidowałoby jedną z głównych bolączek Miasta.

niedziela, 31 października 2010

Protest wobec polityki utrudniania młodym dopisywania się do listy wyborców praktykowany przez Urząd Miasta w Poznaniu

W piątek złożyliśmy, my – studenci i uczniowie startujący w wyborach do rady miasta z listy KWW Porozumienie My.Poznaniacy, na ręce prezydenta Poznania R.Grobelnego list interwencyjny w sprawie ograniczania przez urząd miasta prawa głosu w wyborach osób zamieszkałych w Poznaniu, ale nie posiadających stałego zameldowania.

Dlaczego? Przede wszystkim dlatego że jest to problem w szczególności dotykający naszych kolegów i koleżanki studiujących w Poznaniu, którzy chcieliby się związać z naszym miastem w wymiarze szerszym niż tylko czysto akademicki. Bardzo wielu studentów, którzy uczą się, pracują i najzwyczajniej żyją w Poznaniu chciałoby mieć elementarną możliwość wpływu na politykę miasta, które stało się ośrodkiem ich życia. Taką możliwość przynosi skorzystanie z podstawowego, konstytucyjnego prawa każdego obywatela – czynnego prawa wyborczego. Przy okazji – nie zapominajmy, że studenci wydają w Poznaniu pieniądze: według oszacowań kwoty zostawiane przez nas w naszym mieście są porównywalne z rocznym budżetem Poznania!

Pierwszy krok, by móc zagłosować w naszym mieście, to wpisanie się na listę wyborczą w Poznaniu. Niestety, urząd miasta zamiast to ułatwić i w ten sposób sprzyjać aktywnemu udziałowi w wyborach, stosuje odmienną praktykę: utrudniania, mnożenia wymogów, procedur i barier, które trzeba pokonać, by móc zarejestrować się jako wyborca w Poznaniu. Wygląda to tak, że Urząd wymaga rzeczowego udowodnienia swoich związków z miastem poprzez przedłożenie umowy o pracę czy umowy najmu, co jest w wielu przypadkach niemożliwe – wykluczani są na przykład studenci mieszkający w akademikach czy też ci, którzy utrzymywani są przez rodziców, lub podnajmują pokój od kogoś. Taka praktyka władz miasta kierowanych przez prezydenta R.Grobelnego nie buduje więzi młodzieży akademickiej z Poznaniem, źle wpływa na kształtowanie postaw obywatelskich wśród młodych, zadaje kłam prostudenckiej, deklarowanej polityce miejskiej.

Z tego, co wiemy, władze w innych miastach (jak Warszawa, Kraków czy Gdańsk) nie stosują podobnych praktyk utrudniających studentom udział w wyborach – wystarczy złożyć wniosek o dopisanie do spisu wyborców. Uważamy, że taka polityka skostniałego, zbiurokratyzowanego Urzędu Miasta, to działanie antydemokratyczne, antyspołeczne i uniemożliwiające młodym zaangażowanie się w życie Poznania, czy też myślenie o naszym mieście w perspektywie dłuższej niż tylko akademickiej. Priorytetem dla miasta powinno być, by absolwenci poznańskich uczelni pozostawali w Poznaniu również po studiach. Udział w wyborach tych, którzy czują się z Poznaniem szczególnie związani i traktują Poznań jako ośrodek swojej aktywności życiowej powinien być dla miasta bardzo ważny.

Dlatego utrudnienia stawiane przed studentami w związku z wpisywaniem się na listy wyborcze uważamy za skandal. I dlatego protestujemy i domagamy się natychmiastowej zmiany praktyki postępowania Wydziału Spraw Obywatelskich w tej sprawie, z publicznym podaniem tego faktu do wiadomości. Mamy głos i chcemy z niego skorzystać!

Agnieszka Ziółkowska

koordynatorka pasma „Studenci dla Poznania”

List protestacyjny złożony 29.10 na ręce prezydenta R. Grobelnego w sprawie ograniczania praw wyborczych przez UMP




środa, 27 października 2010

O spocie Grzegorza Ganowicza uwag kilka.

Spot Grzegorza Ganowicza, jak to spot wyborczy: tryumfalna muzyka, migawki o domu rodzinnym i najbliższych, obowiązkowe ściskanie dłoni i wymiana kilku słów ze starannie dobranymi przyszłymi wyborcami, by pokazać, że kandydat jest też człowiekiem z ludu (główna technika wyborcza już u Rzymian, którzy mieli dla niej specjalny termin: prensatio); ale że każde wybory mają jednak własną, wyjątkową specyfikę, jest też w nim kilka wypowiedzi merytorycznych. Oto one. Na wstępie, w odpowiedzi na zdanie sprzedawcy z rynku, że jest ciężko, bo „taką mamy politykę, jaką mamy”, słyszymy, iż „po to są wybory co cztery lata, żeby coś zmienić”. Kolejne informacje to to, co kandydat uważa za bardzo ważne („inwestycje w transport miejski, takie jak tramwaj w ulicy Ratajczaka”) oraz jakie jest jego wielkie marzenie (tętniąca życiem Stara Gazownia). Na koniec deklaracja: „jako prezydent chcę zarządzanie miastem oprzeć na dialogu i konsultacjach z mieszkańcami”.

Nie mam powodu nie wierzyć, że kandydat uważa za ważne rozwijać w Poznaniu sieć tramwajową i że marzy mu się wspaniała, zmartwychwstała Stara Gazownia. Trudniej jest mi uwierzyć, że ten, kto od 1998 był radnym, i to jednym z najważniejszych (viceprzewodniczący najpierw Komisji Kultury i Nauki, potem Rady Miejskiej), a od 2005 najważniejszym jako tejże Rady przewodniczący, bierze swoje własne prywatne opinie i marzenia na poważnie, że kieruje się nimi w działalności publicznej. W przeciwnym bowiem razie w sprawie tramwaju ulicą Ratajczaka we władzach miejskich przynajmniej mówiono by od dawna, a nie od niedawnej dyskusji prasowej na ten temat (mówiono, bo po wielkopańsko rozrzutnym załatwieniu linii do Franowa pieniędzy na poznańskie tramwaje za wiele nie będzie), a Stara Gazownia tętniłaby jako plac budowy, jeśli jeszcze nie kultury i rozrywki.

Druga sprawa, to wstępna uwaga kandydata (ta o możliwości zmiany bliżej niesprecyzowanego czegoś co cztery lata) i jego końcowa deklaracja (o prezydenturze dialogu i konsultacji). To fakt, że jako przewodniczący Rady Miejskiej wprowadził on „nowy styl” informowania mieszkańców o planach władz miasta. Faktem jest jednak i to, że – sprawiwszy, że rozwieszanie kilkudziesięciu plakatów na dzielnicę odbywa się z nieco większym wyprzedzeniem, niż uprzednio – skutecznie blokował konkretne próby z zewnątrz wpływania na te plany. Najważniejsze jest jednak coś innego: Rada Miejska pod jego jakże długim już przewodnictwem nie zrobiła nic dla stworzenia kompleksowego planu przestrzennego zagospodarowania Miasta; a to jego brak jest główną przyczyną patologicznego „rozwoju” Poznania w ostatnich kilkunastu latach, a także zjawisk dobrze znanych wszystkim, którzy chcą w nim coś przedsięwziąć: niekompetencji, arbitralności i złej woli urzędników. Konkretne działania (lub niedziałania) mają nieporównanie większą wagę niż wyborcza retoryka. Wątpię więc, by Ganowicz, od tylu lat współrządzący Poznaniem, był prezydentem dialogu i konsultacji, o ile „dialog i konsultacja” znaczą coś więcej niż ułatwienie wygadania się paru zapaleńcom. Jeśli zaś chodzi o przedstawianie własnej kandydatury w kategorii zmiany wobec obecnego prezydenta – na końcu spotu też pojawia się hasło „Dobra zmiana” – nie jest ona nawet zamianą siekierki na kijek, bo stryjek przynajmniej zamiast „s” zyskał „k”.


Agnieszka Ziółkowska